Uwielbiam kupować. Chodzić na zakupy już jakby nieco mniej, dlatego z lubością oddaję się myszkowaniu w sieci - każdorazowe wyjście na zakupy wiąże się z odpowiednim rozdysponowaniem progenitury. Jako pełnoetatowa kura domowa, nie korzystająca w dodatku z możliwości posyłania córek do placówek oświatowych, w zamian za to uskuteczniająca edukację domową, mam do wyboru dwie opcje: albo wcisnę dzieci którejś z babć, albo powlokę ze sobą na shopping po mojej skromnej mieścinie.Także najczęściej nie bywam z dziećmi w sklepach. Ewentualnie w towarzystwie Mamy EM, a i wtedy bywa różnie.
No ale za to dobrodziejstwa internetów rozciągają się przede mną w całej swej kuszącej okazałości. Nabywam tam takie interesujące dobra, jak materie pokryte cekinami, sztuczne kwiatki jak żywe, wiązanki suwaków za bezcen w losowych kolorach, taśmy cyrkoniowe i kolorowe pióra. Potem dociera do mnie, że trzeba przetworzyć pozyskane towary w coś konstruktywnego, choćby w części, żeby usprawiedliwić przed sobą dokonany zakup. Tak mniej więcej w skrócie rysują się początki dzieła, które prezentowane jest w niniejszym poście.
W rozwinięciu wyglądało to następująco: zasiadłszy wraz z Eleganckim Mężczyzną do oglądania arcydzieła kinematografii pod tytułem "Stillwater" (ciężkie kino, może miało to wpływ na to, co opisuję), poczułam przypływ weny twórczej, wyjęłam świeżo nabytą cekinozę i rozpoczęłam krojenie sukienki dla lalki na klasyczny rympał. Chciałam po prostu pobawić się materiałem, zobaczyć, jak on pracuje i jaki da efekt. Cięłam sobie materię radośnie, cekiny sypały się dookoła jak śnieg, następnie pospinałam zestaw otrzymanych kawałków i zaczęłam patrzeć, co mi z tego wyszło.
Wyszło... no, obiecująco. Cięłam specjalnie dziwnymi skosami, a po wstępnym zeszpilkowaniu wstawiony z tyłu sukienki trójkąt (przymarszczony na krawędziach) uformował się w dość ekstrawagancki grzebień. Nie byłam zbyt zadowolona, ale po sfastrygowaniu materiał ułożył się zdecydowanie lepiej. Więc szłam dalej tą drogą. Wstawiłam suwak, trochę nie po kolei. Zszyłam sukienkę. Lalka cierpliwie znosiła przymiarki, prezentując się z każdym etapem coraz lepiej. Podwinęłam krawędzie. W talii sukienka była za luźna, więc zaczęłam tworzyć zaszewki, nie zdejmując ciuszka z lalki. I nawet się udały. Cekinoza jest dość kłopotliwa w szyciu, ale za to świetnie maskuje nitkę, jeśli tylko kolor jest dobrze dopasowany, trzeba po prostu uważać, by prowadzić ją jak najbardziej POD cekinami.
Po zrobieniu zaszewek nadal coś mi nie pasowało. Sukienka miała dość specyficzny kształt, brakowało mi jakiegoś przymarszczenia, znalezienie odpowiedniego punktu trochę potrwało, ale efekt mi się spodobał. Wykończeniówka to czysta przyjemność - taśma cyrkoniowa i parę koralików.
Dekoracja głowy, to były dopiero mecyje. Najpierw miały być same pióra, wielkie i bordowe. Potem wybrałam czerwone kwiaty z tkaniny i splotłam coś w rodzaju wianka. Potem dołożyłam piór, zupełnie innych, niż początkowo planowane. Potem rozplotłam wianek i zrobiłam opaskę. Potem ufryzowałam lalkę, ale z tyłu wyglądała źle, a chciałam, żeby z każdej strony było dobrze. Więc rozwaliłam fryz i kombinowałam dalej.
Lalka to jakaś Kayla bodaj z serii Fashion Fever, zdecydowanie po przeszczepie, bo ma ciałko jednej z Cali Girls Horseback, z wielkimi stopami, które są świetne. Włosy Fiony, bo tak dałam jej na imię, są bardzo delikatne, proste i sypkie, dodatkowo w kilku miejscach ktoś przyciął pojedyncza pasma, które wymykały się z upięcia. W końcu udało mi się je ujarzmić, formując koczek otulony czerwonym tiulem z krawędzi cekinozy. Przytwierdziłam do koczka kwiecisto-pierzastą ozdobę. Na obuwie weny mi nie starczyło. Na bieliznę takoż. Jeszcze tylko sesja i sru.
Takie bardzo sru to nie było, bo marzyła mi się sesja na jakimś szarym, neutralnym tle, żeby lepiej wyeksponować jadowitość barwy sukni, w końcu zabrałam lalkę do ogrodu, a tam ani w ząb nie mogłam znaleźć dobrego miejsca. Dopiero kamień pod dębem natchnął mnie i dokonałam dzieła. I nawet kolory wyszły takie, jak powinny.
Koczek w całej okazałości. I dobry widok na suwak.
Grzebień na sukni można układać w dwie strony, suknia dzięki krojeniu na rympał jest bardzo skrętna i pełna niespodzianek.
Pozuje, jakby całe życie spędziła na wybiegu.
I trochę więcej zieleni dla kontrastu.
Narobiłam się, ale jestem zadowolona. Mogę spokojnie kontynuować kolejny wyczesany projekt. ;)
Suknia godna występu na czerwonym dywanie. Naprawdę, wyszła Ci wspaniale! I ta ozdoba na włosach...Panna wygląda jak milion dolarów, albo dwa miliony.
OdpowiedzUsuńDziękuję, a w ogóle to kupiłam ją pod wpływem impulsu, totalnie nieplanowana inwestycja, a jak wpłynęła na wenę... ;)
UsuńSuknie wygląda naprawdę pięknie 💚 Do twarzy jej w czerwieni
OdpowiedzUsuńPierwsza suknia, jaką dla niej planowałam, też była w czerwieni, ale ostatecznie cekinoza wygrała. ;)
UsuńSuknia wyszła fantastycznie! Uwielbiam cekinowe materiały, ale praca z nimi to prawdziwy koszmar. A bałagan... Szkoda gadać. Tym bardziej podziwiam efekty końcowe, bo wiem jaka to droga przez mękę. Panna jest idealną modelką do tej kreacji.
OdpowiedzUsuńBałagan! Tak, to doskonale obrazuje pracę z cekinami - przez kilka dni miałam w mieszkaniu coś w stylu: z każdego kąta cekinek wygląda. Na szczęście pozbyłam się dziadostwa, do następnego szycia. :)
UsuńBardzo dziękuję, w imieniu modelki również. :)
powala na kolana!!!
OdpowiedzUsuńi kreacja i sesja i modelka!!!
wspaniały kontrast dębiny z dziewczęciem
Dziękuję! A dąb uratował mi sesję. :)
Usuń