środa, 17 listopada 2021

Lato w Tokarni, czyli jak amazonka na wieś trafiła

 Kontynuując temat wakacyjny, tym razem sesja zdjęciowa z jedną z najbardziej naturalnie wyglądających lalek z mojej kolekcji. Wybierałam modelkę i jej ubranie na przysłowiową ostatnią chwilę, ledwo udało mi się utrafić z klimatem. Ale warto było.

Lalka w swoim poprzednim wcieleniu była Amazonką Antiope z filmu o Wonder Woman. Kupiłam nówkę sztukę na amazonie, w zupełnie przyzwoitej cenie, wyszło dużo taniej niż u krajowych sprzedawców. Promocja niedługo potem się skończyła, ale ja już miałam wymarzoną lalkę. Prawie wszystko mi się w niej podobało: piękna twarz, kolor włosów, wspaniały strój i akcesoria. Prawie wszystko, bo miała swoje drobne mankamenty, jak choćby część włosów na głowie krótkich i tylko jedno grube pasmo długie (dziwaczne rozwiązanie...), strzały wklejone na amen do kołczanu (zonk!) oraz lekkie wklęśnięcie na czole w miejscu, gdzie diadem się w nie wbił (myślę, że wrzątek może tu coś pomóc, ale nie mam ciśnienia).

Pomimo to jestem niezmiennie zachwycona jej naturalną, piękną twarzą. Jej siostra Hippolita oraz sama Wonder Woman z tej serii są poza moim zasięgiem, ale mam przynajmniej ją. Nadałam jej imię Robin - od aktorki grającej rolę Antiope w filmie. 

Do Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni pojechaliśmy z Kitą w lipcu (Kitki nie wzięły udziału w eskapadzie). Był to absolutnie wspaniały, idealny letni dzień. Zdjęcia robiły się same, motyle latały jak szalone, a ja w końcu mogłam ponownie cieszyć się jednym z moich ukochanych miejsc.







Dumnie pozuje przed chatą, w sumie o to mi chodziło, chciałam uzyskać wygląd wiejskiej kobity. Tak, strój ludowy byłby lepszy, ale nie miałam takowego na stanie, a ogarniałam stylizację na rympał. Bluzeczka z pozłacanej dzianiny wiskozowej i spodnie z elastycznego jeansu to moje wytwory, koszula została skradziona jakiemuś lalkowi kenopodobnemu, buty typowo barbiowe.



 

Tutaj zaczęłam pozwalać córce na pozowanie lalki.




Niebezpieczna z niej kobieta i lubi ostre narzędzia...

Tutaj widać odciśnięty na czole ślad po diademie.





Zaszłą do wiejskiej szkoły. Szkoda, że wnętrza pozamykane, pozostało focenie przez kraty.





Zauważyłam poniewczasie, że ta ręka wygięta za głową zbytnio dominuje w pozach. Cóż. Mogę zwalić winę na Kitę. ;)





Liczyłam, że na miejscu wśród pamiątek będą jakieś lalki regionalne, niestety się przeliczyłam. Trudno, nie można mieć wszystkiego. Na osłodę po powrocie z wycieczki w paczkomacie czekała na mnie paczuszka z bardzo fajnymi lalkami. :) I o nich też kiedyś napiszę.

piątek, 12 listopada 2021

Jak wykonać sandałki dla Barbie typu pajacyk - kolejny film

Po kilku zarwanych nocach, które poświęciłam na walkę z oporną materią, nagrywając i obrabiając tenże porywający dokument, mogę zaprezentować szerszej publiczności zapowiadany film o tym, jak wykonać sandałki dla moich ukochanych Barbie - pajacyków. Film jest - uwaga, uwaga - w dwóch częściach, ponieważ albowiem nie planuję w najbliższym czasie udostępniać jutubkowi mojego telefonu. No tak.

Z góry przepraszam za okazjonalne problemy z dykcją, jeszcze nie do końca panuję nad tym i gdy wykonuję coś bardzo absorbującego, zaczynam mamrotać itp. Ale generalnie całość jest zrozumiała.

 

 Część pierwsza:

https://youtu.be/ux9LECwCINg 

 

 

Część druga:

https://youtu.be/AiVKzulTbLg  

 


Jak poprzednio, wstawiam też bezpośrednie linki do filmu, na wypadek, gdyby wersja mobilna strony nie wyświetlała poprawnie filmów.

Miłego oglądania i pozdrawiam!

poniedziałek, 8 listopada 2021

Summertime

W tymże miejscu miał pojawić się zapowiadany kolejny filmik o sandałkach dla Barbie pajacyków, ale że skatarowało mnie w weekend, nagrywanie odłożyłam do czasu ozdrowienia, żeby uniknąć nieestetycznego siorpania nosem w tle. 

Za to na tapecie ląduje część druga nadmorskiej sesji zdjęciowej. W roli głównej koleżanka Lei z ekipy Kalifornijek (Cali Girl Horseback), u mnie nosi mało oryginalne imię Summer. Ogólnie mam wrażenie, że ta część sesji wyszła lepiej, może po prostu nie miałam takiego ciśnienia, żeby jak najlepiej zaprezentować własnoręcznie wykonany syreni outfit. Summer ma na sobie radosną zbieraninę rzeczy, tę uroczą bluzeczkę nabyłam razem z pokaźnym pakietem tzw. lalkowej padliny wraz z akcesoriami i odzieżą, za nader atrakcyjną kwotę. Spodnie również pochodzą z tego samego sortu, a sandały i torebka zostały zrabowane koleżance z serii Project mc2.  Tak wystrojona lala mogła udać się w podróż.


Buźkę ma przecudną, trafiła do mnie w dobrym stanie, właściwie wystarczyło lekkie odplamianie Benzacne i mikre przebarwienia poszły precz.







Sandały są absolutnie czadowe i do Summer pasują znakomicie. Obrabowana lalka nie powinna czuć się urażona, bo dostała tak wystrzałowe ciało, że jej oryginalne może iść się paść. Butów owych też już nie potrzebuje. O tym eksperymencie będzie niebawem osobny post.



Po cichu dodam, że Summer dysponuje aktualnie całkiem prawdziwą siostrą bliźniaczką. I nie ona jedna. ;) Ale o tym już innym razem.

poniedziałek, 1 listopada 2021

Syrenka za burtą!

Nadeszła pora, by się pogodzić z faktem, że lato dawno wzięło i przeminęło, a dookoła króluje jesień, a wszystko nieuchronnie zmierza w kierunku zimy, co za tym idzie, im dłużej będę kisić na dysku tę sesję zdjęciową, tym bardziej nie w porę będzie publikacja. A syrenka się naczekała, oj tak.

Nad morzem byłam jeszcze w czerwcu, przed całym tym sezonowym młynkiem, co serdecznie polecam. Nie wyobrażam sobie aktualnie jeżdżenia gdziekolwiek z Kitkami w dzikie tłumy. Spędziliśmy nad rzeczonym morzem bite dwa tygodnie, a ja za fotografowanie Lei w stroju syrenki zabrałam się tak jakoś pod koniec. Na początku nie było weny, za to był wiatr w ilościach hurtowych, następnie nastały tak idiotyczne upały, jakich jeszcze nigdy nad Bałtykiem nie doznałam, a bywam nad nim dość często od lat. Kiedy temperatury raczyły się ustatkować, w dzień wybrany na sesję wiało tak, że w miarę sensowne ustawienie modelki graniczyło z cudem. No ale wyjazd dobiegał nieuchronnie końca, a wstydem byłoby taszczyć lalki przez pół Polski, by nie zrobić im żadnych zdjęć nadmorskich.

Spoiler - w kolejce do publikacji czeka jeszcze seria zdjęć z drugą zabraną przeze mnie lalką, rozdzieliłam je, żeby sobie nie robiły konkurencji.

No i czy tylko ja tak mam, że wyjeżdżam z dwiema lalkami, a wracam z sześcioma? (dzieci dostały limit po jednej lalce na głowę, tylko matka szaleje)

Ogon był zasadniczo gotowy przed wyjazdem, ale biustonosz nie, pierwotna koncepcja poszła się paść i w końcu zaimprowizowałam coś z fioletowej, błyszczącej gumki i przezornie zabranych koralików.  Miałam też szyć różne inne rzeczy, jak też czynić dzieła malarskie, ale skończyło się tylko na fotografiach. Nadzorowanie trójki małpiąt nie sprzyja twórczości.

Wyszło chyba trochę drętwo, wiatr psuł fryzurę i co wymyślniejsze ustawienia, do wody nie miałam odwagi Lei wrzucać.

 

 
 






To poniżej to nie wiem, co symbolizuje...


Na falochronie jakby nabrało trochę sensu...







Syrenie pozy. W celu zademonstrowania ogona, mojej dumy i chluby. Leży wyśmienicie.




Tutaj widać wyraźną inspirację słynnym pomnikiem, ehm...


Jedyne z większą ilością wody, moja ręka w bonusie.


Trochę technikaliów: ogon uszyty jest z tkaniny pokrytej wzorem przypominającym łuski, ze złoceniami. Skroiłam go ze skosu w celu uzyskania elastyczności, jest mocno przylegający, ale materiał ładnie pracuje. Długo myślałam, co dać na płetwy, aż w końcu skorzystałam z kawałka ażurowego materiału, który odcięłam od byłej spódniczki Fiołka. W pasie jest ta sama guma, co w biustonoszu.

Razem z Leą nad morze pojechała jej koleżanka, o której niebawem. A wróciły w towarzystwie jednej łyżwiarki, dwóch gimnastyczek i jednej panny naukowiec, ukrywającej się pod przebraniem... syrenki. ;)

W przygotowaniu film o bucikach dla lalek na bazie pianki kreatywnej. Jest z nim trochę przygotowań, ale myślę, że warto. :)

Zobacz także:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...