poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Nie tak bardzo zielono (Not so green)

Zielony bursztyn prześladował mnie bardzo długo. Kto by pomyślał, że niewinny kawałek żywicy zmieni się w mojego osobistego stalkera? Chęć wejścia w posiadanie kawałka żywicznej zieleniny była przepotężna, jak na złość wszystkie bursztyny luzem, na jakie trafiałam, miały odcienie jak najbardziej inne. Czyli typowo bursztynowe. Zielone bursztyny widywałam jedynie w postaci gotowych ozdób - jak łatwo się domyślić, nie interesowało mnie to w ogóle. Swoją szansę dostałam podczas marcowej giełdy minerałów w PKiN-ie, gdzie po przekopaniu hałdy kaboszonów natrafiłam wreszcie na parę kawałków względnie pasujących odcieniem do moich założeń. Nabyłam je z ochotą, po czym nastąpiła u mnie typowa akcja zawieszenia procesów twórczo-przetwórczych, ponieważ Wielkopomne Dzieło nie narodziło się jeszcze w mojej głowie. Substrat leżał i dojrzewał. Aż dojrzał.

Prezentowany poniżej komplet reprezentuje wszystko to, czego ja osobiście w biżuterii unikam - stonowane kolory i formy. Ponieważ jednak powstawał na prezent, musiałam nieco powściągnąć swoje zapędy i dostosować się do gustu osoby obdarowywanej. Jak wyszło, możecie ocenić osobiście, dodam tylko, że była to jedna z najwredniejszych rzeczy do obfotografowania w mojej krótkiej karierze. Nie mogłam zapanować nad błyszczeniem, koraliki kłamały w kwestii swojej barwy jak najęte, a bursztyn wychodził raz zielony, raz żółty. Wiem, że miał kolor z pogranicza, ale żeby aż tak?

Na komplet składają się: broszka oraz kolczyki na sztyftach. Kaboszony w kolczykach różnią się trochę od siebie, jeden jest bardziej świetlisty, ale cud, że w ogóle dobrałam coś pasującego. Mam w zapasie jeszcze małą markizę, czeka na swoją szansę.


Bursztyny w wersji żółtej:


Bursztyny w wersji zielonej:

 


Broszka samodzielnie w różnych ujęciach.







Kolczyki samodzielnie, bardziej żółte, niż ustawa przewiduje:


 Tak rzeczony komplet prezentuje się od strony na ogół niewidocznej dla świata. Doznania estetyczne zapewnia złota ekoskórka.




W celach poglądowych - zdjęcia jak na dłoni. W roli podstawki - moja osobista dłoń.

 

Również w celach poglądowych - zdjęcie na brązowej tekturce.


W celach jeszcze bardziej poglądowych - komplet skąpany w blasku słońca.

 



Zagadka dla wytrwałych i spostrzegawczych: na którym zdjęciu kolory są właściwe? Bo ja sama już dawno zgłupiałam...

Z racji obowiązku kronikarskiego odnotowuję, iż moja orzechożerna Wiewióra została uhonorowana wyróżnieniem w konkursie kalendarzowym Royal Stone.




Zaniepokojonych moim ostatnim milczeniem uspokajam - żyję i mam się nieźle, aczkolwiek więcej czasu poświęcam teraz maszynie do szycia, a że nie jest to blog o szyciu odzieży, nie będę (przynajmniej na razie) wstawiać moich dokonań. ;)

Zobacz także:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...