Teraz rzeczy ukończone i noszone. Na początek bransoletka w barwach bursztynu, wyszydełkowana z miksu koralików Preciosa Rocailles, ozdobiona kilkoma kawałkami bursztynu (żeby nie było, że bursztyn tylko w nazwie). Po raz pierwszy testowałam tę nitkę i wniosek jest taki, że lepiej pasuje ona do drobniejszych koralików. Niemniej jest bardzo przyjemna, co wyszło mi w trakcie pracy nad "wielkopomnym dziełem".
Te kolczyki powstały z przeznaczeniem do codziennego noszenia. Jakoś tak jest, że zimą nie lubię zbyt zamaszystej biżuterii, która zaczepia mi się o kołnierz i szalik, więc wygrywają małe formy koralikowe, gładkie i przyjemne. Oczywiście na biglach angielskich, żeby mi nic nie uciekło. Centralną część stanowią pastylki chryzoprazu, które przeleżały mi się w skrzyneczce wystarczająco długo, czekając na swój dzień. U dołu dyndają fasetowane kulki agatu. Koraliki to Toho w odcieniach ceylon celery, opaque frosted eggshell, lusteredd lt beige oraz inside color peridot oxblood lined.
Po głowie chodzi mi namiętnie ten utwór, być może dlatego, że czeka mnie wielkie przepakowanie koralików ze świeżo przybyłego zamówienia. :)
Czy ja dobrze zrozumiałam że najpierw trzeba nawlec kilometry koralików na sznurek a potem dopiero można dziergać ? Tym bardziej podziwiam Twoją cierpliwość
OdpowiedzUsuńKasia :)
Może nie kilometry, ale i tak czynność raczej z gatunku długotrwałych. :)
OdpowiedzUsuń