Dzisiaj taki mały przeskok w kierunku początków mojego bieżącego lalkowania. Lalkowanie w dzieciństwie jest rzeczą oczywistą dla dziewczynki, w dorosłym życiu najczęściej lalki idą w odstawkę, moje spędziły długie lata "w pudle", dziś trzymam je w szafce jako relikwię z lat młodości. Natomiast nowe panny prowadzą u mnie szczęśliwe, aktywne życie.
Pierwsza z prezentowanych poniżej lalek jest drugą z kolei kupioną w zeszłym roku. To pulchna tancerka mtm, nosząca u mnie imię Sol. Żywy (o ile plastik uznamy za życie) przykład, że nie ma się co spieszyć z nabywaniem po zawyżonych cenach. Moja najdroższa lalka, najdroższa w sensie dosłownym, kupiona pod wpływem przestrachu, że zaraz zniknie z rynku. Jak się okazało, nie tylko nie zniknęła, ale pojawiła się wielokrotnie w duuuuużo lepszych cenach. No ale skoro mam, to nie będę płakać, zapisuję to sobie jako memento.
Od zakupu Sol minął ponad rok, w tym czasie sporo się dowiedziałam na temat lalek, jak też i nabawiłam się bariery psychologicznej w mózgu - kwota 200 zł jest dla mnie zaporowa, w końcu lalka to tylko lalka. Sol tej bariery nie złamała, choć było blisko.
Przybyła do mnie z defektem w postaci luźnych kostek, co opanowałam przy pomocy taśmy teflonowej do uszczelniania zaworów. Serdecznie polecam. Generalnie lalka jest piękna i bardzo ją lubię, dlatego też dostała wyjątkową suknię, uszytą z materiału Spring Fling z kolekcji Michaela Millera, którego to materiału użyłam do uszycia kwiatowej, patchworkowej kołderki dla Kity. Żałuję, że nie kupiłam więcej tej pięknej tkaniny, gdy była jeszcze dostępna.
Wzór na sukienkę znalazłam na wspaniałej stronie, którą serdecznie polecam: chellywood.com
Kolejka panien do przedstawienia się nie zmniejsza... właśnie popełniłam kolejny zakup... 0_0
Piękne i bardzo wiosenne!
OdpowiedzUsuń