Do pewnych rzeczy wraca się bardzo łatwo, jakby ciało i umysł pamiętały wszystko z najmniejszymi detalami i tylko czekały na właściwy moment. Nagle okazuje się, że można połączyć w jednym projekcie kilka zainteresowań, a one same służą sobie wzajemnie. Świeżutka pasja lalkowania pociągnęła za sobą chęć szycia miniaturowych strojów, nagle okazało się, że nachomikowane zasoby koralików wybornie służą do ozdabiania sukni, a palce z radością chwytają za supercienką igłę i obszywają migotliwymi iskierkami rozłożysty ubiór. Jeszcze wyprawa do lasu na wrzosowisko i moja panna szlachcianka wreszcie znalazła swoje miejsce w czasie i przestrzeni.
Amalou to moja best of the best. Miłość od pierwszego wejrzenia, gdybym miała zostawić sobie jedną, jedyną lalkę, to byłaby właśnie ona, choć kilka innych depcze jej po piętach. Kupiłam ją w sierpniu zeszłego roku, jakoś tak niedługo po wejściu na rynek. Nie była wtedy zbyt łatwo dostępna i oczywiście po drodze musiało się coś zadziać, żeby nie było zbyt łatwo. Otóż pierwszy sklep, w którym ją kupiłam, sprzedawał lalkę pomimo jej "niemania". Cena i tak była przykra, a jeszcze do tego brak nabytego towaru. Pieniądze finalnie odzyskałam, a po drodze zaczęłam szukać innego źródła zaopatrzenia. No i odkryłam, że można zrobić po ludzku zakupy ma amazonie, w tej siedzibie pokus wszelkich.
Lala przyjechała do mnie w tempie torpedy, czyli w dwa dni. A ja zaczęłam kombinować, jak tu wydobyć jej potencjał. Bo jej oryginalne ubranko z serii BMR1959 całkowicie nie pasowało do tej ślicznej panienki. Jaskrawa kurtka przeciwdeszczowa, czarnobiałe spodenki i top, no i te straszne, zielone kalosze na obcasie. Do tej pory wzbudzają moją niezdrową fascynację, albowiem nie wiem, czy są bardziej wyzywające, czy kretyńskie.
Amalou na początku dostała coś w rodzaju stroju baletnicy, zdążyła też dorobić się ukochanego (na niego też przyjdzie czas). Aż w końcu wyprodukowałam ten oto strój, który mniej więcej odpowiada mojemu wyobrażeniu o niej.
Z sesją zdjęciową nie poszło od razu najłatwiej. Pierwsza wyglądała obiecująco tylko na wyświetlaczu aparatu. Po wrzuceniu na komputer załamałam się. Kolory śliczne, żywe, a lalka na każdym zdjęciu wyglądała jakoś, no, dziwnie. Dopiero drugie podejście, po zmianie fryzury i dołożeniu korony wyszło dobrze.
"Gdzieżeś, o mój miły?"
"Taka jestem ładna i szlachetna!"
Na zdjęciu powyżej widać fragment odnóża małego szkodnika. Dzieci robiły, co mogły, żeby biednej matce utrudnić zabawę...
A tu robi się zupełna bajka... Kocham te wrzosowiska w lesie!
"No hej!"
No i jak jej nie kochać? Lala ma nietypową urodę, ale im dłużej patrzę na tę buźkę, tym bardziej mi się podoba. Panna Nieoczywista.
Odrobina przydatnych technikaliów: do uszycia stroju wykorzystałam wykrój ze strony http://www.molendrix.com/. Suknia wierzchnia uszyta jest z tkaniny delikatnie nakrapianej złotem, posiada fioletową podszewkę, wredną, parszywą i żyjącą własnym żywotem podczas szycia. Brzegi sukni obrębiłam koralikami TOHO round 15/0, dookoła ramion poszły Hexy. Suknia spodnia uszyta jest z kremowego batystu, brzegi rękawów ozdabia korona bawełniana. Do tego koraliki TOHO 15/0 na rękawach i przy dekolcie. Suknia przewiązana jest pasem ze złotej sztucznej skórki, naszytej na wstążkę, obrębienie koralikowe takoż. Widoczne "guziki" to również koraliki, Preciosa Twins, pętelki ze złotej nici, wszystko można odpiąć.
I tak docieram wreszcie do finałowego elementu dzisiejszego posta. Niniejszy kostium zgłaszam do wyzwania wrześniowego Szuflady:
Pięknie! Witam w wyzwaniu Szuflady.
OdpowiedzUsuńDziewczyna ma delikatną, azjatycką urodę. Moim zdaniem jest piękna! Wspaniały strój, fryzurka i wrzosowiska... cudne!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że też masz takie zdanie. :) myślę, że ta lalka jest trochę niedoceniana, może ze względu na kiepską stylizację wyjściową, a to prawdziwa księżniczka wśród Barbie :)
Usuń