Wycięło mnie z kontekstu i mam ważne powody, ale nie zawieszam na kołku działalności twórczej, po prostu akcenty inaczej się rozkładają w moim życiu. Dużo szyję, o czym napomykałam w poprzednim poście. Tym niemniej okazuje się, że fotografowanie tekstyliów jest o wiele bardziej kłopotliwe niż uwiecznianie biżuterii, chodzi mi przede wszystkim o rozmiar obiektu i stosowne do tego tło. Naszyjnik lub kolczyki wystarczy położyć na białym kartonie. Z bluzką sprawa ma się inaczej, a że u mnie duże, gładkie powierzchnie w mieszkaniu są towarem deficytowym, nadal ciężko mi się zdecydować na pokazywanie czegokolwiek. Nie wspominając o osobistym prezentowaniu się na zdjęciu, ze względu na moje podejście do spraw prywatności. Ale być może znajdę sposób, a tymczasem pokażę Wam coś nowego w towarzystwie czegoś starego. :)
Kasztanek narodził się rok temu na okoliczność jesiennego wyzwania u Różanego Kącika, a tej jesieni przybyło mu towarzystwo, wreszcie wszystko wygląda, jak należy. Cokolwiek żałuję, że nie miałam na stanie mokaitów takich, jak ten w naszyjniku, ale poradziłam sobie przy pomocy tego, co akurat znalazło się w moich zasobach. To rzecz szczególna - człowiek składuje stado różnistych kamieni i koralików, a zawsze brakuje tego idealnego. ;)
Tak prezentuje się cały komplet, uzupełniony o kolczyki i bransoletkę, którą wykańczałam i fotografowałam dosłownie w ostatniej chwili przed wyjściem na przyjęcie urodzinowe, na które byłam zaproszona.
Jak widać, jest to sporo akcentów jesiennych, dominują kasztany, ale nie brak też pożółkłych liści, a znalazło się też miejsce na zapięcie winogronowe - natchnienie przyszło z ogrodu. Z konstrukcji bransoletki jestem bardzo zadowolona, ciekawi mnie, jak wyszłaby w innych kolorach, ale to na razie musi poczekać.
I jeszcze trochę zdjęć w słońcu, bo podobało mi się to cale migotanie i iskrzenie. :)
W tym moim całym zniknięciu przegapiłam wyróżnienie od pART of me, bardzo przepraszam, już chyba musztarda po obiedzie, jeśli chodzi o jakąkolwiek moją reakcję.
Coś tam się jeszcze u mnie produkuje biżuteryjnie, ale nigdzie mi się nie spieszy, więc nie wiem, kiedy opublikuję. Zakładam, że prędzej znajdę sposób na godną prezentację wytworów tekstylnych. ;)
Zacne stadko kasztanków, mam akurat za oknem piękny kasztan, ale zeżarła go jakaś zaraza i w tym roku nie pokazał co potrafi. Ale nic to, obejrzałam u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńMam tak samo z wszelkimi półfabrykatami, szafa się nie domyka, a i tak zawsze mi czegoś brakuje ;))
Większość kasztanów, które widzę, jest pożerana przez szrotówki... Więc rzeczywiście zostaje patrzenie na te "nieorganiczne". ;)
UsuńWow! Cudowny komplet :) Już sam naszyjnik był obłędny, ale w towarzystwie z całą pewnością czuje się lepiej :) Pięknie :)
OdpowiedzUsuńA wszystko w sumie dzięki Twojej inspiracji... ;)
UsuńWow, ale jesenne dobroci:)
OdpowiedzUsuńKasztany to jedno z największych jesiennych dóbr. :)
UsuńPamiętam naszyjnik :)
OdpowiedzUsuńKolczyki są śliczne, jak to zawsze u Ciebie, ale największe wrażenie na mnie zrobiła bransoletka - jak prawdziwe kasztany, ta koralikowa skorupka z białym brzegiem, ten poblask - cudo po prostu.
Mam nadzieję, że jakoś uda Ci się rozwiązać problem zdjęć w większym formacie ;) Strasznie jestem ciekawa .
Pozdrawiam
Skorupka wymyśliła się sama, miało być nieco inaczej, ale zawsze w którymś momencie idę na żywioł. :) W temacie zdjęć nic nie drgnęło, niestety.
UsuńJuż sam naszyjnik bardzo mi się podobał, ale wiadomo, że w komplecie zawsze lepiej :) Jeśli chodzi o sprawy zdjęciowe, to nie wiem...hmmm, może białe prześcieradło trochę pomoże? I jakiś manekin na przykład :)
OdpowiedzUsuńPiękna misterna praca i wspaniałe zakomponowanie.Podziwiam kolorystykę i samą technikę wykonania.
OdpowiedzUsuń